Wśród wielu dziwnych statków, spotykanych kiedyś i dzisiaj na morzach, są też i takie, które trudno ująć w jakąś oddzielną grupę. Niespokojny duch wynalazców podsuwał im bowiem nieraz różne pomysły, które pozostawały osamotnione i nie naśladowane a zbudowane lub wyposażone według ich koncepcji statki istniały tylko jako pojedyncze „dziwadła”.
Przypomnijmy chociażby kilka spośród nich. Któż nie zna nazwiska angielskiego inżyniera Henry Bessemera? Każdy, kto przynajmniej trochę zapoznał się z podstawowym kursem fizyki i chemii, słyszał o „gruszce Bessemera” — inaczej mówiąc o konwertorze tlenowym, stanowiącym do dzisiaj jedno z podstawowych urządzeń dla otrzymywania stali w hutach.
Sir Henry Bessemer musiał często odbywać podróże przez burzliwy kanał La Manche; jako wybitny specjalista i wynalazca w różnych dziedzinach, miał wiele spraw do załatwienia i na Wyspach Brytyjskich, i na kontynencie.
Ale Anglik był uczulony na kołysanie statku i ciężko przechorowywał każdy rejs. W ostatnim ćwierćwieczu minionego stulecia jeszcze się nikomu nie śniło o komunikacji lotniczej. Wreszcie sir Henry stracił cierpliwość. Usiadł, pomyślał i zaprojektował statek, który miał wszystkich uwolnić od cierpień morskiej choroby.