Sobiesław Zasada publicznie stwierdził, że maluchem mogą wygodnie podróżować cztery osoby.
Mimo że po II wojnie światowej Polska znalazła się w obozie państw socjalistycznych, które z definicji nie sprzyjały prywatnej inicjatywie, produkowaliśmy względnie dużo modeli samochodów nadających się do wykorzystania przez małe i średnie przedsiębiorstwa. Znacznie gorzej było z indywidualnym odbiorcą.
Fiat 125p, a następnie 126p zmotoryzowały nasz kraj, ale były także niezłym towarem eksportowym. Korzenie współpracy polsko-włoskiej w zakresie motoryzacji sięgają jednak znacznie dalej, do początków II Rzeczpospolitej.
W historii polskiej motoryzacji nie znajdziemy wielu konstrukcji masowo wdrożonych do produkcji, o których można powiedzieć, że są nasze własne. Do nielicznych wyjątków należy Syrena. Ani o Warszawie , ani o Fiatach powiedzieć się tego nie da. Był jeszcze produkowany mikrosamochód Mikrus oraz powstały prototypy innych, jak Smyk, Meduza czy Pionier, ale tych pojazdów nigdy nie budowano masowo.
Tuż po zakończeniu II wojny światowej, już w listopadzie 1945 roku w obiektach fabryki zbrojeniowej mieszczącej się na terenie garnizonu uruchomiono pierwszy zakład w polskiej Nysie – ZUP Nysa.
W powojennej Polsce nie mógł powstać samochód skonstruowany od podstaw przez naszych inżynierów. Choć Warszawa M-20 nie narodziła się nad Wisłą, lecz nad Wołgą i była przymusowym prezentem od wujka Józefa, szybko zdobyła serca Polaków i stała się ikoną polskiej powojennej motoryzacji.
Przy projektowaniu Żuka powstała wersja prototypowa pomalowana w paski, przez co auto przypominało żuka stonki.